Strona korzysta z plików cookies w celach określonych w polityce prywatności i cookies. Możesz określić warunki przechowywania lub uzyskiwania dostępu do cookies w Twojej przeglądarce.

OK
Logo

Smosarska

Zdjęcie w nagłówku strony

Artykuł

Zdjęcie w nagłówku artykułu

22.11.2015 kawa

Wszystko, co chcielibyście wiedzieć o kawie, ale baliście się zapytać...

Ostatnio natknąłem się na ciekawy artykuł traktujący o tym, jaki powinien być współczesny mężczyzna. Na pierwszy rzut oka – temat rozległy niczym ujście Amazonki, ale przy bliższym spojrzeniu możemy dopatrzyć się znaku naszych czasów. I nie mam tu na myśli, że dzisiejszy mężczyzna to osobnik w rurkach, z tunelami w uszach oraz idealnie przystrzyżoną (i koniecznie uczesaną!) brodą czy nawet powieściowy heros w uosobieniu zabójczo przystojnego multimiliardera z „50 twarzy sami wiecie kogo”.

O męskości lub jej braku nie świadczy również znajomość terminów takich jak „ombre” czy „mikrodermabrazja”. Bardziej skłaniałbym się do tezy, że dzisiejszy facet w odróżnieniu od swojego dziadka nie wstydzi się wyjść z wózkiem na spacer, a niektórzy (podobno) nawet znają rozmiarówkę swojej żony i podczas bożonarodzeniowych zakupów nie potrzebują pomocy ekspedientki.

Kwestią zasadniczą jest to, czy ten nowy model mężczyzny, jest tym, którego kobiety chcą. Nie raz słyszałem z ust przedstawicielek płci pięknej, że facet powinien się prezentować niczym model z okładki „Men’s Health”, intelektem górować jak Isaac Newton w czasach „spadających jabłek” oraz mieć dobrą pracę i płacę, najlepiej w wymiarze uposażenia członka zarządu banku. Idąc dalej, poza umiejętnościami manualnymi godnymi polskiego hydraulika, jego sprawność w kuchni powinna bić na głowę umiejętności Jamie Oliviera. Żeby tego było mało, poczuciem humoru powinien przewyższać Woody’ego Allena, a na koniec dnia z jego opiekuńczością i dobrocią mogłaby się równać jedynie Matka Teresa.

Jednak, gdy przyjdzie spojrzeć na kobiecą naturę nieco z boku i weźmiemy pod mikroskop typy mężczyzn, z którymi się one wiążą, to pożądany zestaw cech wygląda już nieco inaczej. Rozkładówkowy sześciopak jest zastępowany proporcjonalną sylwetką, stanowisko bankowca zamienia się w miarę stateczną pozycję w mniejszej lub większej firmie, a kompetencje kuchenne sprowadzają się do poprawnego ugotowania makaronu czy naprawienia cieknącego kranu.

Do tego, te bardziej rozważne i uświadomione z kobiet podkreślają znaczenie zaradności (brak umiejętności zmiany przepalonej żarówki może danego absztyfikanta zdyskwalifikować w kontekście kolejnej randki), odpowiedzialności i ogólnie pojętej męskości. Tak jak w czasach prehistorycznych facet wyruszał z maczugą na polowanie i przynosił kawałek mięcha, tak i dzisiaj najbardziej pożądani zdają się być typy zaradnych łowców/myśliwych. Jedynie atrybuty się zmieniły – zamiast maczugi i mamuta mamy poczucie bezpieczeństwa i dobrobytu, a malowidła na ścianach zastąpiły kreatywność i poczucie humoru. Jak widać, pewne rzeczy się nie zmieniają – podobnie jest w przypadku kawy, o której powiemy sobie nieco więcej.

Kawa pochodzi z Afryki, jej picie zapoczątkowali Arabowie w XI w., a pierwsza kawiarnia została założona w 1683r. w Wiedniu przez Polaka – Jerzego Kulczyńskiego (tak tak, to kolejny przykład, gdy pionierem był Polak, a my o tym nie wiemy).

Można powiedzieć, że kawa jest najpopularniejszą poranną używką, po którą codziennie sięgają miliony ludzi. Czy to w przypadku czytania porannej prasy, rytualnych korporacyjnych plotek w kuchni, czy też rannego marszu na wykład (rzecz jasna z kubkiem ze Starbucksa w ręku) – w każdej z tych sytuacji nierzadko pojawia się kawa. Trywialne „umówienie się na kawę”, pomimo, że czasem jest jedynie eufemistycznym wyrazem chęci bliższego poznania drugiej osoby, na dobre zagościło w naszym języku. Ale czy zdajemy sobie sprawę, w jakich ilościach i o jakiej porze najlepiej pić „małą czarną”?

Pobudzająca moc kawy pochodzi od zawartej w niej sporej dawki kofeiny, będącej organicznym związkiem chemicznym o działaniu psychoaktywnym. Na szczęście, z mocą owianego już legendą i szeroko rozpoznawalnego na wszystkich oddziałach intensywnej terapii Mocarza, nie może się równać.

Należy pamiętać, że regularne picie kawy wywołuje tolerancję na tą substancję, w wyniku czego przekroczenie osobniczej dawki kofeiny, nie spowoduje, że będziemy bardziej skoncentrowani, skupieni, a nasz umysł będzie pracował niczym umysł Sheldona w „The big bang theory”.
Wręcz przeciwnie – będziemy rozproszeni, zdekoncentrowani, a na proste pytanie szefa o status projektu będziemy w stanie wyartykułować jedynie kilka samogłosek, pocąc się przy tym jakbyśmy byli na randce z Angeliną Jolie.

W takim razie kiedy najlepiej pić kawę? Z pewnością nie od razu po przebudzeniu (a już na pewno nie w towarzystwie papierosa – takie rzeczy dobrze wyglądają jedynie na szklanym ekranie), gdyż zaraz po pierwszym otwarciu oczu, za sprawą mechanizmów regulacji cyklu okołodobowego, w korze nadnerczy wydziela się kortyzol, znany powszechnie jako hormon stresu. Jednakże, jego działanie o tej porze nie jest związane ze stresującymi wydarzeniami, chyba, że ktoś ma przed sobą ważne wystąpienie w pracy lub czeka go ostatni termin z ekonometrii. Produkowany jest on w regularnych odstępach czasu i ma za zadanie utrzymać nasze ciało i mózg w dobrej formie – pobudzić oraz zapewnić skupienie i gotowość do działania. Sięgnięcie wówczas po filiżankę kawy nie przyniesie wymiernego efektu, a jedynie podniesie naszą tolerancję na kofeinę.

Kolejne szczyty jego wydzielania mają miejsce pomiędzy 12 a 13 oraz 17:30 a 18:30. W tych momentach lepiej sięgnąć po wodę lub sok owocowy. Jak widać, najlepiej będzie, gdy uraczymy się kubkiem kawy między godziną 9:30 a 11:30, gdy poziom kortyzolu spada oraz w okolicach godziny 14. Kofeina utrzymuje się w naszym organizmie przez około 60 minut, ale jej działanie może być odczuwalne jeszcze przez kilka godzin, dlatego późniejsze picie kawy może nieco zaburzyć nasz rytm dobowy, co z kolei może się przełożyć na problemy z zaśnięciem. O ile nie mamy w zanadrzu numeru do Meg Ryan, lepiej nie fundujmy sobie „Bezsenności w Seattle”. Dwie trzy filiżanki kawy dziennie będą najbardziej optymalną ilością.

Warto jeszcze wspomnieć o kilku zaletach kofeiny, które nie pozostają bez wpływu na nasze zdrowie, gdyż zmniejsza ona m.in. ryzyko występowania raka wątroby i chroni ją przed uszkodzeniem. Oczywiście nie znaczy to, że codzienne popicie Finlandii małą czarną uchroni nas przed marskością wątroby, ale warto o tym pamiętać, gdy nie zdążyliśmy jeszcze zapałać miłością do kawy. Zmniejsza ona także ryzyko raka pęcherza oraz prawdopodobieństwo pojawienia się w późniejszym wieku takich chorób jak Parkinson i Alzheimer. Z kolei, jeśli po kawie pozostaną Wam fusy i macie za oknem ogródek z ekologicznymi pomidorami i ogórkami, to polecam użyć ich jako nawóz – zawierają dużo azotu.

No to kiedy idziemy na kawę? 🙂

P.

Jednym słowem:  Jeśli swoje pierwsze kroki po przebudzeniu kierujesz do kuchni w celu wstawienia wody na małą czarną to ten artykuł jest zdecydowanie dla Ciebie. Ilość i pora picia kawy ma ogromne znaczenie.

Dodaj komentarz

UMÓW WIZYTĘ